Koalicja Lanckorońska na rzecz Zrównoważonego Transportu

Gdy radio Erewań ogłosi, ze pociąg przyjedzie punktualnie, możemy być pewni, że przyjedzie, ale niekoniecznie ten, na który czekamy, i na pewno opóźniony. Ale czy to znaczy, że jest spóźniony? Dla pasażera tak, ale dla radia Erewań nie.

PKP S.A. ogłosiło, że polskie koleje są drugimi najbardziej punktualnymi w Europie. Mimo wagi informacji samo PKP jakoś niespecjalnie pochwaliło się tym faktem, prezentując go tylko na konferencji Kolej - Biznes czy polityka z udziałem premiera Marka Belki. Ponieważ korzystam z usług kolei niezwykle często, pracując pomiędzy Opolem, Warszawą, podróżując także w inne strony, wiem, że w Polsce pociągi jeżdżą zwykle opóźnione, często bardzo opóźnione, a rzadko o czasie. Ostatnia podróż pospiesznym z Warszawy do Katowic to czekanie an dworcu w nocy 150 minut na spóźniony pociąg, zerwane skomunikowania i dotarcie do celu dwie godziny później. W ciągu roku ilość zerwanych skomunkowań, ze względu na opóźniony pociąg zdarzyła mi się kilkanaście razy. Dwa razy z tego powodu musiałem brać taksówkę za kilkaset złotych, by zdążyć na umówione spotkanie.

Gdy pod koniec maja przewaliła się nad Wrocławiem wichura, pociągi stanęły... także na liniach, które nie ucierpiały z powodu burzy. Kolega czekał cztery godziny na stacji pod Świdnicą jadąc do Wrocławia, choć linia była przejezdna. Oczywiście spóźnienia pociągów sięgające wówczas 10 godzin wszystkie zostały zaliczone, często słusznie, na garb przyczyn niezależnych od przewoźnika. Ale nie odnotowano ich w statystykach opóźnień. Na małych stacjach, gdzie ławki nie uświadczysz, nie mówiąc o kasie, czy megafonie z informacjami, pasażer nawet nie wiedział, że szalała jakaś burza i pociągu sie nie doczekał. To filozoficzne pytanie był, czy nie był spóźniony nabiera nowego sensu, skoro PKP nie zapewniło nawet minimum informacji o fakcie spóźnienia. Nie był, bo PKP nie zawiadomiło, znaczy się - nie ma spóźnienia.

W Europie przyjmuje się, że spóźnienia notuje się na przyjeździe i odjeździe, w Polsce liczy do statystyk tylko na przyjeździe do stacji końcowej. Dodatkowo pociąg, który sie spóźnia 10 minut, jest traktowany jako punktualny, więc nie jest odnotowany w statystykach. Popatrzmy na przykładowy pociąg jadący przez cały kraj z Przemyśla do Szczecina. W Krakowie, Katowicach ma 30 minut spóźnienia, do Wrocławia przyjedzie nawet 35 minut po czasie, tutaj stoi krócej niż planowo o 5 minut, w Poznaniu, jest spóźniony minut 25, gdzie skracając postój wyjedzie spóźniony 18 minut. Do stacji w Szczecinie dzięki tzw. rezerwom skróci czas o 8 minut. Jest 10 minut po czasie. Ale według własnych norm PKP jechał punktualnie, choć setki pasażerów jadących po drodze nigdy w życiu by się nie domyśliło, ze ten pociąg zasługuje na takie miano.

Inny przykład - pasażer spieszy się do pracy, wysiada z opóźnionego o 10 minut pociągu. Potem musi tłumaczyć się przed szefem, że spóźnił się o 5 minut, ten każe mu przychodzić punktualnie. Następnego dnia pasażer już korzysta z innego dojazdu, gdyż wcześniejszy pociąg jest ponad godzinę wcześniej i już nie korzysta z usług PKP. Ale dla kolei nie ma problemu, bo pociągi są punktualne, więc nikt nawet nie zauważy, że taki punktualny pociąg traci pasażerów z powodu "punktualnego" spóźnienia.

A są jeszcze inne furtki, które powodują, że PKP PLK (zarządca torów) nie kwalifikuje spóźnień jako spóźnień. Te wyjątki to np. roboty torowe. Zmienia się rozkład jazdy pociągowi na trzy dni, spóźnia się po 30 minut. Ale PKP PLK tworząc statystyki sprawdza - aha, jechał zgodnie z telegramem, znaczy się wszystko usprawiedliwione. Dobry klient kolei to ktoś, kto powinien znać przepisy, procedury i być wróżką, która domyśli się, że gdzieś na trasie przejazdu, za tydzień zaczną się roboty. Nie trzeba mówić, że dla uniknięcia takich sytuacji w krajach unijnych takie roboty prowadzi się według ustalonego kilka miesięcy wcześniej rozkładu jazdy, dostępnego na stacjach w formie bezpłatnych ulotek, czy w internecie. W Anglii roboty torowe dla poprawy stanu torowisk przeprowadzano w całym kraju przez dwa dni weekendu, przy udziale 60 tys. ludzi, by czas dolegliwości tych prac był minimalny. W Polsce roboty przeprowadza się w ciągu roboczego tygodnia, od 7 rano w czasie porannego szczytu przewozowego, by ich wykonawca miał wygodne warunki na pracę, dużo czasu na ich realizację, a pasażer przypadkiem na ten temat za dużo nie wiedział (mógłby przez przypadek odkryć, że dolegliwości dla niego mogłyby być dużo mniejsze przy rozsądnym zaplanowaniu prac). Dotyczy to także projektów finansowanych ze środków unijnych.

W Niemczech, tak jak w wielu krajach starej Unii (może oprócz Grecji), pasażer w pociągu jest informowany o opóźnieniu pociągu nawet o 5 minut, za co się go przeprasza. A i tak unijny konsument reaguje na to ze zdenerwowaniem, że jest tak źle traktowany. W efekcie od 2006 r. przewoźnicy będą musieli zwracać połowę ceny biletu za spóźnienie pociągu, powyżej godziny całość kwoty... Nie wyobrażam sobie patrząc na swoje codzienne podróże, że tak blisko jest do tego stanu normalności. Coś, co według PKP kursuje punktualnie, według przepisów unijnych zasługiwać będzie na zwrot połowy ceny biletu!

Ale zanim ktoś z radości zacznie klaskać, kubeł zimnej wody dla ochłody. Np. od nowego rozkładu jazdy pociąg Intercity Warszawa Centralna?Poznań będzie jechał nie 2 godz. 37 min. jak dwa lata temu, ani 2 godz. 50 min., jak teraz, ale ... 3 godziny 9 minut, czyli dłużej o 7 minut niż ekspres w 1989 r. Wtedy jechał 120 km/h, teraz po modernizacji 160 km/h, ale pojedzie dłużej. Na PKP po prostu wydłuża się pociągom tzw. rezerwy czasu na jazdę planową. To, na co potrzeba w innych krajach 4-5 minut, w Polsce wynosi już ok. 15 minut. Mimo ogromnych kwot utopionych w modernizacji magistral, ekspresy wcale nie jeżdżą szybciej, ale to już inna historia.

A radio Erewań... Jego zasięg niestety nadal kształtuje poglądy wielu kolejarzy w Polsce. W jaki sposób... a to w następnym odcinku.